poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Three



Nie sądziłam, że tasz szybko wyląduję z Willem w łóżku. Jednak tęsknota za tym cudownym człowiekiem dała się we znaki i wyszło jak wyszło z czego nie jestem dumna bo wyobrażałam to sobie całkiem inaczej. Jednak przez Willa nie jest to dla mnie takie znów zaskakujące. Przy tym mężczyźnie po raz pierwszy w życiu doznałam czegoś takiego jak porządanie. Wiadomo, każda kobieta ma takie momenty w których żołądek wywraca się do góry nogami, mięśnie się spinają, a całe ciało pragnie uwolnienia, tylko problem w tym że zanim poznałam Callawaya nigdy czegoś takiego nie czułam. Wszystko zmieniło się kiedy go spotkałam. Było to dobre siedem lat temu...

- Mia! Mia! - gwałtownie odwróciłam się wpadając na jakiegoś mężczyznę upuszczając przy tym wszystkie trzymane książki. - O rany! Przepraszam. - wydukałam szybkie przeprosiny i nie zwracając wielkiej uwagi na chłopaka zaczęłam pospiesznie zbierać książki.
- Nic nie szkodzi, daj pomogę Ci. - podniosłam głowę aby zerknąć okiem na mojego "wybawcę" i niestety nie powiem co zobaczyłam bo mnie po prostu zatkało. Moje zwoje mózgowe całkowicie się przegrzały, język wypadł na pogłogę a całe ciało przyjęło stan ERROR. Bzdura! Mia! To tylko facet! Ogarnij się! Zgłupiałaś? Wciągaj ten jęzor i  zabieraj się czym prędzej! 
Szybko zebrałam resztę tego co upadło na podłogę czyli parę książek i mój język i uciekłam w pośpiechu nawet nie dziękując za pomoc bo niestety ale funkcję mowy miałam wyłączoną. Byłam przerażona moją reakcją na tego chłopaka ponieważ dotychczas żaden na mnie tak nie działał a przy tym facecie traciłam całkowicie zdrowy rozsądek. Pogrążając się w wir pracy całkowicie zapomniałam o porannym incydencie i ja oraz moje ciało wróciliśmy do poprzedniego stanu rzeczy. Pomagając dziadkowi rozkładać nową dostawę podręczników szkolnych które do nas dotarły mogłam znów się odprężyć i poczuć bardziej sobą. O dziwo ale ta praca całkowicie mnie relaksowała i dawała mi prawdziwe zadowolenie z samej siebie co ostatnimi czasy zdarzało się bardzo rzadko. Od śmierci rodziców mało kiedy bywałam beztrosta jak na szesnastolatkę. Mój dziadek Carl starał się jak tylko mógł abym nie cierpieła i szczerze powiem, że był niesamowity. Podziwiałam go za to jaki był silny dla mnie i nie pokazywał jak bardzo boli go mój widok takiej zmarnowanej. Możliwe że byłam lekko do wszystkiego uprzedzona ale nie wińcie mnie. Straciłam rodziców w wieku ośmiu lat. Byłam jeszcze małym gnojkiem kiedy moją rodzinę dotknęła ta tragedia. Nie umiałam sobie poradzić bez tej dwójki, byli jacy byli ale takich ich kochałam. Dziadkowi ciężko było mnie wychować na porządnego człowieka ale udało mu się to bardzo dobrze bo dzięki niemu znam najważniejsze wartości w życiu i mimo wielu chwil słabości nie pozwolił mi się stoczyć na złą drogę. 

Przez następny tydzień pomagałam Carlowi w księgarni i wszystko przebiegało dokładnie tak jak zawsze do pewnego momentu. We wtorkowe popołudnie do naszego sklepu wszedł "ten" mężczyzna a ja jak głupie dziecko uciekłam w regały z książkami mając nadzieję, że mnie nie widział. Skupiłam całą swoją uwagę na przekładaniu książek i błagałam by tylko tu nie przyszedł. Niestety miałam pecha, ponieważ gdy tylko podniosłam głowę zobaczyłam jak wpatruje się we mnie tymi swoimi cudownymi oczystaki z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- W czymś mogę pomóc? - wycedziłam po dobrych trzydziestu sekundach.
- Chciałem tylko wiedzieć czy gryzę a może jestem jakiś trendowaty? - Powiedział z ciągle widniejącym na jego ustach szyderczym uśmiechem.
- Słucham? Chyba źle usłyszałam.
- Nie udawaj, ostatnio uciekłaś jak oparzona a teraz... No właśnie, robisz dokładnie to samo. -  Założył ręce na pierci i przyglądał mi się z konsternacją.
No i co ja miałam mu powiedzieć? Na pewno nie prawdę, jestem pewna że by mnie wyśmiał. Spław go głupia! Mia jeden facet a tobie zabiera mowe! ogarni się!
- Nic z tych rzeczy. Chyba nie gryziesz i trendowaty nie jesteś. Przepraszam ale muszę wracać do pracy. Miło było. - szybko ucięłam dyskusję i skierowałam się w stronę lady za kasą. 
- Will jestem. - Usłyszałam za plecami i delikatnie się uśmiechnęłam. Odwróciłam się z gracją na pięcie i rzuciłam przez ramię - Mia. - by wylądować z jeszcze większą 'gracją' na regale z książkami. Głową walnęłam w jedną z półek i chwilę potem leżałam na ziemi. Matko Mia! Nie mam do ciebie słów! Większej sieroty nie mogłaś z siebie przy nim zrobić!
- O cholera! Nic Ci nie jest!? - Will szybko do mnie doskoczył i zaczął oglądać głowę. - Ale walnęłaś! Aż zadudniło! - uśmiechnął się gorzko a ja najpradopodobniej paliłam największego buraka w swoim życiu.
- Nie nie nie! W porządku, nic mi nie jest, naprawdę.
- Jesteś pewna? Zbladłaś. - Ja? Zbladłam? A ten burak to co? Na domiar złego podleciał zaaferowany dziadek Carl i zaczął wypytywać Willa co się stało, co ten po krótce mu opowiedział przez co dziadek chciał wzywać pogotowie, całe szczęście wybiłam mu ten pomysł z głowy, natomiast wymyślił, że Will odprowadzi mnie do domu gdyż on nie może zamknąć sklepu. Był to jakiś postrzelony pomysł bo co by było gdyby ten przystojniak okazał się złodziejem, gławcicielem albo mordercą? Przecież znałam go zaledwie pare minut! Zanim się obejrzałam szłam chodnikiem a obok mnie ten cały Alvaro.
- Naprawdę potrafię dojść do domu. Walnięcie w głowę nie oznacza postradania zmysłów. Dam sobie radę sama. - Starałam się by każde słowo było dosadne i aby ten piękniś zrozumiał aluzję.
- Uparta baba! Zrozum,że walnęłaś się i wychodzi ci ogromny guz. Możesz mieć wstrząs mózgu. Odprowadzę Cię czy tego chcesz czy nie. - Spojrzałam na niego spode łba na co on się uśmiechnął. 
Szliśmy w całkowitej ciszy, kiedy jednak zbliżałam się do domu przystanęłam i wskazałam na budynek oznajmiając mu, że jesteśmy na miejcu.
- Dzięki za troskę ale już poradzę sobie sobie sama. Cześć. - Możecie mówić, że byłam wyrachowana i może nawet głupia bo drugiego takiego nie znajdę ale strach przed emocjami jakie mnie oblewały przy tym mężczyżnie był większy niż wszystkie inne rzeczy. Przy nim horror wydawał mi się komedią. 
Odwróciłam się na pięcie w stonę uroczego białego domku by jak najszybciej skryć się pod kołdrą i nie wychodzić do końca świata. Usłyszałam głośne westchnięcie i krótkie "cześć". Szybkim ruchem otworzyłam zamek i wskoczyłam do dobrze znanego mi domu. Szybko zerknęłam przez okienko w drzwiach ale Willa nie było już pod domem dzięki czemu odetchnęłam z ulgą. Kiedy opuścił mnie stres jego miejsce zajął wielki ból głowy. Szybko dopadłam do lustra i moim oczom ukazał się guz widniejący tuż nad lewym okiem o wielkości cytryny ale żeby było ciekawie był koloru śliwki. Po prostu cudownie. Nie dość, że wyglądałam jak kwazimodo to na dodatek uciekł mi super chłopak przez moją głupotę.

Wieczorem odwiedziła mnie Emma. Wraz z moim dziadkiem pośmiali się z mojego wyglądu. Emma opowiedziała o swoim wypadzie rowerami wraz z bratem i znajomymi. Słychać było, że świetnie się bawiła. Kiedy jednak byłyśmy już same opowiedziała mi kto uczynił tą wycieczkę taką cudowną. Wraz z nią pojechał chłopak, który był obiektem jej westchnień już dobre trzy lata. Jednak ta wycieczka zbliżyła ich jak nigdy przedtem i wydaje mi się,że w krótkim czasie dowiem się, że są parą. Natomiast kiedy Emma zdążyła się już nagadać zaczęła kojarzyć fakty i zadawać pytania w związku z moim drobnym wypadkiem.
- Poczekaj, twój dziadek mówił, że jakiś CHŁOPAK pomógł ci w księgarni a potem w drodze do domu.
Nikt jednak nie wspomniał, że to przez niego doznałam tego "urazu".
- Tak, ale nie podniecaj się za bardzo, to nikt taki.
- Kto to? Wiesz, że i tak to z Ciebie wyciągnę więc im szybciej tym lepiej.
- Rany Emma czy to takie ważne? Wiem tyle.że ma na imię William i jest przynajmniej cztery lata starszy ode mnie.
- Oh oh oh! Moja droga! Czy ty wiesz jaki zaszczyt cię kopnął? - Chyba raczej trafił prosto w czoło - To William Callaway! Jak dotąd najlepsze ciacho! Jest też jedno ale. Ostatnio słyszałam, że jest zajęty. 
- Ja nie mam żadnego ale. Pomógł? Spoko, podziękowałam i mam nadzieję, że więcej go nie spotkam. Za bardzo się tym wszystkim ekscytujesz Emma, nic w tym wszystkim ciekawego nie ma.
- Czy aby napewno moja droga? Strasznie się denerwujesz jak o nim mówisz. Na dodatek nie chcesz go więcej spotkać a to znaczy, że coś się wydarzyło. - Emma zna mnie na wylot więc tak naprawdę mogłam jej powiedzieć co tak naprawdę leży mi na wątrobie. Byłam pewna, że ona jedyna mnie zrozumie.
- Okay, trochę się martwię bo ten facet jest jakiś dziwny. Przez niego coś poczułam Emma...
- Czekaj, czekaj! Ty!? Poczułaś coś do chłopaka!? Mia! To cudownie?! - Chyba jednak nie byłam tym podekscytowana tak jak ona.
- Co w tym cudownego? Ja nie chcę nic czuć! Tym bardziej do zajętego chłopaka. Może i nie mam doświadczenia ale wiem jak to "działa". On jest zajęty, ja coś czułam i to nie skończy się dobrze.
- Daj spokój Mia, wyolbrzymiasz to. Uczucia są cudowne, otwórz się trochę na nie. Żyłaś zamknięta przez dobre osiem lat bez uczuć a teraz one same do ciebie przyszły. Moim zdaniem to znak i powinnaś to sprawdzić. Poznaj go trochę. Może i jest zajęty ale zawsze może okazać się wspaniałym przyjacielem. - Ta kobieta chyba nie wiedziała co papla. Przecież to jakiś absurd, prawda? Otwierać się na zajętogo faceta? Bzdura!
- Co ty w ogóle gadasz! Na nikogo nie będę się otwierać!
- Jak zawsze uparta. Lecę do domu, Ethan czekał na mnie bo chciał ze mną porozmawiać. Zastanów się jeszcze nad tym co ci powiedziałąm dobrze? 
- Okay. Pozdrów Ethana bardzo Cię proszę. - Emma kiwnęła głową na znak zgody, pośpiesznie mnie uściskała i sama się odprowadziła. 

Pewnie Emma miała tochę racji ale chyba byłam za bardzo przestraszona żyjąc osiem lat bez głębszych uczuć do drugiej osoby. Bałam się, że znów kogoś stracę. Jednak nie musiałam się zbytnio tym przejmować gdyż William nie pojawił się przez kolejny miesiąc w księgarni przy czym ja zaczęłam szkołę i zdążyłam już zapomnieć o całym incydencie.
Kiedy jednak życie zaczęło mi się układać niespodziewanie ten człowiek pojawił się pod moją szkołą. Przez okno zaobserwowałam, że chyba na kogoś czeka. Miałam jednak nadzieję, że nie na mnie. Kiedy ludzie zaczęli wychodzić do domu w tłumie zauważyłam blondynkę, która szła w stronę Willa z wielkim uśmiechem na ustach. Z tego co pamiętałam była stasza ode mnie. Bodajże była w ostatniej klasie. Była naprawdę ładna. Długie blond włosy sięgały do połowy pleców podkreślając jej talię. Długie nogi chyba dosięgały nieba a za jej piersiami i pupą oglądali się wszycsy faceci. Najgorsze było to, że ukuła mnie iskierka zazdrości a przecież nie powinna. 
Blondynka rzuciła się wręcz na Willa jakby chciała pokazać, że to jej własność. Wykorzystując moment wyszłam szybko wraz z tłumem mając nadzieję, że Callaway mnie nie zobaczy. Mijając ich wypuściłam powietrze z ulgą kiedy nagle poczułam ucisk na moim ramieniu.
- Mia. - Usłyszałam ten ciepły głos. Odwróciłam się przerażona i zobaczyłam przyjazny uśmiech na twarzy chłopaka. - Widzę, że po guzie nie ma nawet śladu. To bardzo dobrze. Chciałem zobaczyć jak się masz ale nigdy nie mogłem Cię złapać.  - Przeniosłam wzrok na blondynkę której mina była tak skwaszona jakby wypiła kufel soku z cytryny. Nie chcąc się przyglądać okropnej minie dziewczyny spojrzałam na Willa.
- Tak, guz zniknął. Dzięki za troskę. - Uśmiechnęłam się do niego chcąc już odejść jednak chłopak kontynuował rozmowę.
- Pracujesz teraz w księgarni? Znaczy w czasie szkoły?
- Tylko w soboty do piętnastej
- O to dobrze, wpadnę niedługo, potrzebuję trochę pomocy. - Myślałam, że blondynce oczy wyjdą z orbit. Chyba była typową złośnicą - zazdrośnicą. 
- Dziadek jest na bierząco, zapewne bardziej Ci pomoże, może lepiej zgłoś się do niego.
- Wydaje mi się, że ty też nieźle dajesz sobie radę. - Will szybko mrugnął do mnie a mój rzołądek wywrócił fikołka. Całe szczęście Barbie tego nie widziała bo na miejscu zabiła by mnie i Willa.
- Umm okay. Jak chcesz. Wybacz ale spieszę się. Cześć - rzuciłam pożegnanie do obojga i uciekłam z miejsca zbrodni czym prędzej nie czekając na odpowiedź.

Soboty wyczekiwałam jak głupia, sama nie wiem czemu. Co się ze mną działo? Ten cały WILLIAM CALLAWAY wywracał mój spokojny żywot do góry nogami. Byłam nim zauroczona i przestraszona jednocześnie. 
W sobotę wstałam już o szóstej rano a o siódmej rozkładałam już książki w sklepie. Dziadek miał być na ósmą, więc podgłośniłam głośniki by choć przez godzinę posłuchać ulubionej muzyki. Zaczęłam zbierać książki które Carl odłożył tymczasowo do schowania do magazynu by zrobić miejsce na nowości. Śpiewałam i lawirowałam między regałami szczęśliwa jak nigdy dotąd. Czemu? Chyba wiecie.
Złapałam pełne pudło ale prędzej bym została baletnicą niż je podniosła, Było okropnie ciężkie. próbując ostatni raz nachyliłam się i zaczęłam ciągnąć. Nagle poczułam podmuch na karku a za chwile usłyszałam 
- Może Ci pomóc?
Przestraszyłam się jak nigdy w życiu, zaczęłam się drzeć w niebo głosy. Szybko się odwróciłam a moje oczy dojrzały Callawaya...



CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz