wtorek, 23 czerwca 2015

Two




 
 ***
Na zachętę wrzucam drugi rozdział opowiadania. Przepraszam że takie krótkie ale dopiero się rozkręcam :). Jeżeli robię jakieś błędy bądź coś warto zmienić to serdecznie proszę o jakąś krótką informacje.
Zapraszam do czytania :)

*** 


Kiedy tylko dojechałam na miejsce niemal wyskoczyłam z pociągu. Chyba jeszcze nigdy nie tęskniłam tak bardzo za domem, rodziną i znajomymi jak w tym momencie. Moje serce biło niewiarygodnie szybko a łzy napłynęły mi do oczu bez mojej zgody. Najzwyczajniej w świecie byłam wzruszona. Kiedy tylko zobaczyłam czekającego na mnie Williama Callaway'a łzy same popłynęły po policzkach. Odruchowo puściłam walizki i rzuciłam mu się w ramiona na co chłopak zareagował głośnym śmiechem. O rety! Ten jego ciepły, głęboki śmiech rozpuszczał moje serce.
- Och Will. Tęskniłam- Tyle udało mi się powiedzieć przez zaciśnięte gardło ,które starało się jak najbardziej odebrać mi możliwość komunikowania. Narzeczony trzymał mnie w ramionach i gładził po plecach. Słyszałam jego przyspieszony oddech i głośne bicie serca. Zaczęłam powoli się uspokajać. Odsunęłam się od Willa i spojrzałam w jego oczy błękitne jak ocean które patrzyły na mnie z miłością, tęsknotą i pożądaniem. Ten chłopak był niesamowicie przystojny. Jego jasnobrązowe włosy były już muśnięte słońcem a skóra delikatnie opalona. Patrzyłam i zapamiętywałam każdy kawałek jego twarzy. Szczękę miał szeroką, usta pełne ale wąskie, nos szczupły wręcz idealnie przerysowany. No i te jego duże oczy w których się rozpływałam. Nagle William złapał mnie w talii przyciągnął do siebie i pocałował. O rany! Ale jak pocałował! W tym pocałunku zawarł każdą chwilę w której mu mnie brakowało, każdą jego tęsknotę. Ja nie pozostawałam mu dłużna. Oj nie! Nie wiem ile staliśmy całując się z taką gorliwością ale w pewnym momencie przechodząca staruszka odchrząknęła zdegustowana co zakończyło tą chwilę zapomnienia. Oderwaliśmy się od siebie zdyszani i uśmiechnęliśmy się do siebie patrzą w stronę staruszki.
- Kocham cię M. - wyszeptał mi do ucha a ja cała aż zadrżałam. Jak ten mężczyzna na mnie działał! Jego głos przeszywał całe moje ciało. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy w stronę samochodu. Kiedy usiadłam wygodnie w fotelu mogłam w końcu się odprężyć. Zaraz za mną do samochodu wsiadł Will, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i pokiwał przecząco głową.
- O co chodzi?- spytałam zdziwiona.
- Nie mam zielonego pojęcia jak wytrzymałem bez ciebie tyle miesięcy. - Dalej kręcąc z dezaprobatą głową powoli włączył się do ruchu drogowego.
Przez całą drogę rozmawialiśmy, głównie o szkole, znajomych i innych pierdołach. Kiedy tylko wjechaliśmy na drogę na której znajdował się mój dom moje serce znów zaczęło walić jak oszalałe. Myślałam że wyskoczy mi z piersi. Minęliśmy dom w którym mieszkali moi najlepsi znajomi z Nowego Orleanu. Ethan i Emma Willson byli najbardziej nieznośnym rodzeństwem jakie dane mi było poznać ale kochałam ich niesamowicie bo to z nimi spędziłam większość mojego dzieciństwa i byli dla mnie jak rodzina. 
Ethan był średniego wzrostu szatynem o pięknych zielonych oczach. Z tego co pamiętam regularnie biegał dzięki czemu był dobrze zbudowany. Na domiar tego że ciało miał niczym grecki bóg to buzie również miał niczego sobie. Szeroka szczęka, pełne usta. Mimo tego że miał dwadzieścia siedem lat wyglądał na nie więcej jak dziewiętnaście.  Swego czasu był niezłym podrywaczem. Do tej pory pamiętam jak dziewczyny same do niego podchodziły i zagadywały w towarzystwie moim i Emmy. No właśnie Emma! Była niziutką blondyneczką. Oczy miała koloru niebieskiego, wąski nos i kształtne usta. Szaleli za nią chyba wszyscy mężczyźni. Moja przyjaciółka miała fioła na punkcie swojej wagi, przez co ściśle przestrzegała swojej diety. Tak naprawdę zawsze wyglądała dobrze ale nigdy nic do niej nie docierało. Taki typ uparciucha.
 Widziałam że na podjeździe nie stoi ani jedno auto więc pewnie nie było ich w domu. Na naszej ulicy stało niewiele budynków więc gdy w oddali zobaczyłam swój chciałam niemal że wyskoczyć z samochodu. William zaczął się śmiać pod nosem oglądając jak kręcę się na fotelu ze zniecierpliwienia.
- Zaraz zrobisz dziurę w fotelu. - Zaśmiał się.
- Lepiej martw się żebym nie staranowała ci drzwi. - Odgryzłam śmiejąc się. Will zaczął również się głośno śmiać i z przekąsem dodał - Tak, 50 kilo żywej masy. Co najwyżej staranujesz mrówkę. - Spojrzałam na niego z pode łba i wymierzyłam cios w ramię na co chłopak zaczął teatralnie zwijać się z bólu mimo wszystko się przy tym śmiejąc.
Kiedy Will zaparkował na podjeździe wyskoczyłam z samochodu jak oparzona i pobiegłam czym prędzej przywitać się z dziadkiem. Ku mojemu niezadowoleniu nikogo w domu nie zastałam. Ze zdziwioną miną wyszłam na podwórko gdzie czekał na mnie narzeczony przypatrują mi się z tym swoim uśmieszkiem. Chłopak złapał walizki i zaniósł je do mojego pokoju który swoją drogą został nietknięty od mojej ostatniej wizyty. Duże podwójne łóżko stało po lewej stronie od wejścia. Niska komoda stała na przeciwko łóżka a nad nią wisiał nie duży plazmowy telewizor. Po prawej stronie stało biurko a obok niego szafka z książkami. Wszystkie meble były wykonane z sosny przez naszego zdolnego sąsiada. Były proste ale to było w nich piękne. Kochałam minimalizm. Oderwałam wzrok od pokoju i spojrzałam na chłopaka. Zaczynałam się powoli irytować gdyż Will ciągle się śmiał ale nic mi nie wyjaśniał. Całkowicie pozbawiona cierpliwości skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam z wyrzutem na mojego mężczyznę.
-Czego się tak cieszysz? Możesz mi powiedzieć gdzie jest dziadek? - odburknęłam ze złością.
-Jak byś nie wiedziała że jest w księgarni. Przecież to jego drugi dom. - odpowiedział Will. Nagle podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy a ze mnie uleciała cała złość. Pocałował mnie delikatnie i przyciągnął do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyje a on objął mnie w talii. Tym razem odwzajemniłam jego pocałunek już bardziej łapczywie. Will zrozumiał aluzje i już nie był delikatny. Podniósł mnie a ja objęłam jego biodra nogami. Nagle znaleźliśmy się na łóżku. Trzęsącymi rękoma gorączkowo starałam się odpiąć koszulę Willa ale kiepsko mi to wychodziło. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i szybko rozpiął guziki a moim oczom ukazała się pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa oraz brzuch. O mamo! Ale on na mnie działał! Z moich ust wydostał się cichy jęk zachwytu. Niestety nie było mi dane długo podziwiać mojego pięknego narzeczonego gdyż nasze usta znów się odnalazły. William zaczął całować moją szyję i dekolt powoli nie omijając żadnego miejsca pieścił moje ciało. Z moich ust wydobywały się ciche jęki rozkoszy. 
-William... 
-Tak? - odpowiedział zaciskają dłonie mocniej na mojej piersi a ja znów jęknęłam
-Błagam Cię! Nie torturuj mnie 
-Myślałem, ze jest Ci dobrze - powiedział śmiejąc się. 
Spojrzałam mu w oczy i szybkim ruchem odpięłam spodnie. Will natomiast zrzucił moje ubrania i tak o to znaleźliśmy się nadzy. 
Wszystko potoczyło się dość szybko i zanim się obejrzałam leżałam wtulona w Williama. Kochałam go jak nikogo innego na świecie. Była całym moim światem. Rozumiał mnie jak nikt inny i na dodatek był przystojny jak cholera. Mimo wszystkich złych wydarzeń jakie mnie spotkały to cieszyłam się że spotkało mnie takie szczęście w postaci tego greckiego boga Williama Callaway'a.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz